Drogi Czytelniku!

Jeśli interesuje Cię sprawa misji JHS i jesteś gotów na przyjęcie odrobiny Radości, a potem na podzielenie się Nią z innymi - zapraszamy!
Zespół redakcyjny dołoży wszelkich starań, aby ten blog pozwolił Ci dostrzec piękno, ale i trud głoszenia Ewangelii. Nakarmimy Cię też krótkimi refleksjami nad Słowem Bożym.
Życzymy Ci, byś jak my zakochał się w Kościele Misyjnym...
M&M

poniedziałek, 23 maja 2011

Plan pracy

Podstawą pracy jest jej dobra organizacja i tak mimo tylu Kościołów udaje nam się raz w miesiącu odwiedzić każdą, nawet najmniejszą, wspólnotę. Tylko dwie z nich mają szczęście, że Msza św. jest w każda niedzielę - jest to w tym miejscu, gdzie mieszkamy, czyli Kościół w mieście i w lokacion. W pozostałych miejscach ludzie sami gromadzą się na tzw. "serwis" któremu przewodniczą świeccy liderzy, jest to liturgia Słowa Bożego, modlitwy i śpiewy oczywiście. Mimo, że odwiedzamy ludzi tak rzadko to oni bardzo się cieszą, jak np. wczoraj w jednej z wiosek powiedzieli "Dziś spotkało nas wielkie błogosławieństwo - będziemy mieli Msze św. Cieszymy się bardzo i dziękujemy". Swoją drogą ciekawe czy tak się cieszą Polacy idąc do Kościoła.
A więc wciąż trwają prace nad planem i organizacja duszpasterskiej działalności. Najwięcej owych zajęć jest w weekend: w soboty różnego rodzaju spotkania lub pogrzeby, a w niedziele trzy Msze św. i ok. 300 km. W ciągu tygodnia jak na razie dwa punkty stałe (ale będzie więcej już niedługo) oraz dyspozycyjność na nieplanowane działania.

sobota, 21 maja 2011

"Zima się zaczęła..." - kilka fotografii

Trzcina cukrowa występuje tylko tam, gdzie jest dobra gleba.

A pozostała powierzchnia pokryta jest karłowatą trawą.

W zimie (pora sucha) niewiele zieleni, a trawa raczej sucha.

Najlepsze miejsce na dom - oczywiście jak najbliżej wody.

Tu mieliśmy mieszkać, ale żelazka (obok czajnika) nam się nie podobały...

Takie grzyby rosną w Afryce.

Wnętrze kościoła w Piet Retief....

...Czyli Kościół obok którego mieszkamy.

Cytryny przed plebanią.

Nasz ogród.

I plebania.

Prawda, że ładna (wnętrze na razie nie nadaje się do fotografowania - może po remoncie)

Zachód słońca (podobnie jak wschód) jest tak błyskawiczny, że trudno zrobić zdjęcie

sobota, 14 maja 2011

Zima się zaczęła, więc cytrusy dojrzewają

W tej części RPA, gdzie aktualnie pracujemy, jest to na wysokości 1200 m.n.p.m. zima wygląda mało ciekawie. W ciągu dnia jest dość ciepło (nawet do 30 st.), ale za to nocą znacznie chłodniej (poniżej 10 st.) Na całe szczęście w jednym z pokoi mamy kominek, a że część naszej parafii jest "w lasach" to drewna nie brakuje i jak na zewnątrz 5 st. to można się poczuć jak w Polsce.
Cały czas na razie trwają prace nad uporządkowaniem podstawowych rzeczy, by móc mieszkać jak u siebie, i praca duszpasterska, byłoby co opowiadać, ale mało czasu dlatego małe urozmaicenie i poniżej zamieszczam w całosci dwa listy mojego kolegi ks. Zenona Bonieckiego z diec. katowickiej, a pracującego aktualnie w Zambii. (Zachęcam do przeczytania, a może i wsparcie dla jego pracy)...

.....................................................................................
Ching’ombe 1 kwiecień 2011
Moi Drodzy!
Ostatni list napisałem na Boże Narodzenie przebywając jeszcze w Lusace a tu już Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami.  Po moim powrocie z kursu językowego zacząłem przygotowywać  homilie w lokalnym języku Bemba, co uczy pokory ponieważ często tak trudno jest wyrazić swoje myśli i uczucia w języku obcym. Niemniej miejscowi ludzie są bardzo wyrozumiali i życzliwie pomagają lub poprawiają błędy co czasem jest okazją do nawiązywania dobrego kontaktu z nimi nawet podczas głoszenia kazań i oczywiście powodem do śmiechu. Dzisiaj uświadomiłem sobie, że 1 kwietnia to data szczególna bo 100 lat temu urodził się wielki polski misjonarz ks. Kardynał Adam Kozłowiecki, który jako emerytowany biskup Lusaki pracował jako wikary w kilku placówkach misyjnych, jedną z nich było Ching’ombe.  Warto dowiedzieć się o nim więcej bo to człowiek niezwykły.
Co wydarzyło się w tych ostatnich miesiącach? Nasz proboszcz ks. Marceli Prawica wyjechał na roczny urlop więc teraz jesteśmy z księdzem Piotrem Kołczem w dwójkę i staramy się odwiedzać również część misji za górami, którą zwykle opiekował się Ks. Marceli. Ta część to potężny teren gdzie jest 19 stacji misyjnych to jakby 19 wiosek oddalonych czasem nawet 50 km od siebie gdzie ludzie wybudowali własnym wysiłkiem miejsce spotkań- modlitw. Najczęściej taki Kościół jest z gliny pokryty trawą. Czasem zdarza się, że jest normalnie wypalona cegła i kryty blachą- ale to w naszym rejonie jest raczej rzadkością, bo ludzie są bardzo biedni. Staramy się więc na przemian odwiedzać tamtejszych ludzi. Mamy tam dodatkową trudność ponieważ obfite deszcze zamieniają strumyki w dość pokaźne rzeki, tak więc zmyło nam jeden most i w ten sposób odcięło część stacji, do których teraz możemy dojechać nadkładając ok. 300 km. Tak więc jak widzicie potrzebujemy jakiś inżynierów, budowlańców dla naszej misji, którzy przyjadą  pomóc…
Rozpoczęliśmy trzyletni program duszpasterski przygotowujący do obchodów setnej rocznicy ustanowienia misji w Ching’ombe. Ten rok jest rokiem różańca więc staramy się uczyć naszych prostych ludzi tajemnic różańca. Zresztą z pomocą przyszła nam parafia Opatrzności Bożej z Gaszowic, którzy podczas miesiąca różańcowego zbierali różańce dla naszej misji. Wysłali ponad 500 różańców. W akcję włączyło się także wiele prywatnych osób, naszych znajomych.  Dlaczego jest to dla nas tak ważne? W naszej misji niewielu ludzi jest wykształconych. Wielu z nich nie umie czytać i pisać innych nie stać na zakupienie Biblii by czytać i poznawać Jezusa. A różaniec to Życie Jezusa Chrystusa w skrócie. Znajomość tajemnic różańcowych i ich rozmyślanie- medytacja pomaga poznać Jezusa. Zachęcamy więc cały czas do nauki różańca i modlitwy. Każdy kto nauczy się różańca może przyjść i go otrzymać. Tylko w zeszłym tygodniu przyszło ponad 60 dzieci. Więc niesamowite było jak opanowali tajemnice kiedy ich pytałem. Przy okazji ja już prawie opanowałem na pamięć wszystkie tajemnice różańcowe w języku Bemba.
W lutym mieliśmy też rekolekcje- warsztaty dla naszej grupy charyzmatycznej z ojcem Bernardem z Lusaki i Jego wspólnotą „Palec świętego Tomasza”. To było niesamowite doświadczenie i dla mnie osobiście bardzo owocne. Te warsztaty otworzyły mi drzwi do lepszego zrozumienia duchowości wyrosłej z tradycyjnych wierzeń i mocno zakorzenionych w umysłach i sercach naszych prostych ludzi. Jak się okazuje wszystkie doświadczenia życiowe dobre i złe interpretują w sposób duchowy. Postrzeganie życia przez pryzmat  świata różnego rodzaju duchów ma mocne powiązanie z lękiem przed nimi. To trochę tak jak zachodni świat psychologizuje wszystko starając się udowodnić, że wiara to nic innego jak tylko i wyłącznie psychiczne mechanizmy i trudno jest mówić o realnym Bogu, tak oni interpretują wszystko jako działanie duchów. Według nich każde zło jakie ich dotyka ma jakąś przyczynę- to znaczy, że ktoś zrobił coś złego i tak np. kiedy umiera im małe dziecko szukają przyczyny jego śmierci czyli winnego. Są nawet specjaliści - poszukiwacze czarowników - najczęściej jest to osoba  z  zewnątrz i używa różnego rodzaju trików by wskazać kto jest winien. Są przypadki, że taka osoba wskazuje np. starego ojca- dziadka  tego zmarłego dziecka mówiąc: „Twój ojciec uprawiał czary- on jest winny śmierci twego dziecka”. Czasem to staje się nawet przyczyną zabójstwa własnego ojca- dziadka zmarłego dziecka. Wracając do wspomnianych rekolekcji nasi prości ludzie czuli się zrozumiani w ich sposobie przeżywania Boga i świata duchowego i wzmocnieni w drodze kroczenia za Jezusem. Ich świadectwo było bardzo wymowne. Patrząc na nich można dostrzec jak wielu z nich autentycznie z serca modli się do Boga i na serio kroczy drogą Jego przykazań.  Cały ten czas wieńczyła modlitwa zaproszenia i powierzenia Bogu wszystkich problemów, które ich dotykają. Tak więc modliliśmy się za tych co mają złe sny- co w ich kulturze jest znakiem działania złego ducha, za chorych fizycznie, za uzależnionych od lokalnego alkoholu, za tych którzy cierpią wiele lęków i tych którzy są nawiedzani przez duchy zwane „Ingulu”. Słowem wszystko to co jest przyczyną ich cierpień oddaliśmy w miłosierne dłonie Boga, który jest potężniejszy od wszelkiego zła i jakiegokolwiek złego ducha i który ma moc uzdrowić.
Jednym z pięknych świadectw dobrego wpływu tej grupy na jej uczestników jest świadectwo jednego z mężczyzn, który jak wielu mężów i ojców z naszej misji maił problem z nadmiernym piciem miejscowego piwa nazywanego tutaj ubwalwa (czyt. Ubłalła). O cierpieniach ich rodzin nie trzeba chyba wspominać. Tutaj to nie tylko przemoc werbalna czy fizyczna ale również problem głodu- bo zamiast uprawiać pole- piją i rodzina nie ma co jeść, ale również problem niewierności swoim żonom, co czasem kończy się łatwym zarażeniem swojej małżonki HIV / AIDS.  Wracając do wymienionego wyżej mężczyzny uczestnictwo od kilku miesięcy w tej modlitewnej grupie zmieniło go. Przestał pić i jak sam powiedział teraz nie ma problemu z głodem w mojej rodzinie. Nawet moi koledzy przychodzą do mnie i proszą o modlitwę żeby też mogli się zmienić i przestać pić. Takie świadectwa dają nadzieję i poruszają serca do zawierzenia swego życia Bogu. Nikt z nas jak wiadomo nie jest święty, każdy z nas zmaga się ze swoją słabością i grzesznością ale piękne jest to, że Bóg nie zostawia nas samych i wyciąga nas z brudu grzechu w który ciągle wpadamy. Wielki Post szczególnie przypomina nam o tej prawdzie, że nie jesteśmy sami ale jest Jezus, który posłany jest nie by sądzić ale szukać tego co zginęło- jakie to szczęście kiedy uświadamiamy sobie tę prawdę.  W Nim jest nasze zwycięstwo!!!
Od mojego przyjazdu z kursu udało się również otworzyć małą bibliotekę gdzie mogą przychodzić wszyscy i czytać. To szczególnie jest pomocne naszym dzieciom i młodzieży. W tym pomógł mi szczególnie Pan Piotr Oślizło, wójt Gminy Gorzyce, który pomógł zorganizować 6 tyś zł na zakup książek. Niestety nasze dzieci nie mają książek bo książki kosztują czasem więcej niż w Polsce a nasi mieszkańcy nie mają żadnego zatrudnienia. Dlatego tak bardzo jesteśmy wdzięczni za wsparcie tego projektu. W listopadzie wielu naszych uczniów zdawało egzamin po klasie 9. Wyniki tego egzaminu mogą im otworzyć możliwość edukacji w Kabwe mieście oddalonym  teraz  ok. 220 km. W styczniu kiedy rozpoczyna się nowy rok szkolny w Zambii przyszły wyniki, że część naszych uczniów zdobyła wymaganą ilość punktów. Część z nich poszła pieszo do Kabwe by załatwiać szkołę. Wielu z nich jednak nie może rozpocząć nauki ze względu na koszty. Nie są wstanie zapłacić za szkołę. Nie ma tutaj darmowej edukacji po 9 klasie. Udało nam się znaleźć kilka osób, które pomagają naszym uczniom. Za co jesteśmy serdecznie wdzięczni Bogu, że posyła nowych ofiarodawców.
Oprócz tego udało się również otworzyć Klub św. Jana Bosko, który otwieramy w czwartki o 17.00 do 19.00. Przychodzą chłopcy i dziewczyny by pograć w różnego rodzaju gry, układać puzzle. To taki fajny czas kiedy jest szansa poznać lepiej tych młodych ludzi. Ja szczególnie lubię grać w Rumikub,  pewnie dlatego, że wygrywam dość często chyba, że gra ks. Piotr wtedy czasem mi się zdarza …
W poniedziałek odwiedziłem jedną ze stacji oddaloną ok. 12 km. Chociaż zrobił przynajmniej 18km bo zabłądziłem w buszu ale na szczęście spotkałem staruszkę na drodze która wskazała mi drogę. Byłem zaskoczony bo ta biedna wioska nawet się zmobilizowała i sporo ich przyszło na mszę. Przed mszą było 12 osób do spowiedzi. Kolejnego dnia wyruszyłem do wioski za rzeką Lukushashi. Do rzeki rowerem jakieś 10km a potem jeden z rolników, który uprawiał pole przy rzece przechował mi rower no i na drugą stronę przedostałem się wydłubaną w drzewie łodzią podobną do kajaka. Tam jeszcze ok. 20 min piechotą do glinianej kaplicy krytej trawą. Była tam spora grupa katechumenów- osób przygotowujących się do przyjęcia chrztu. Byli dobrze przygotowani, umieli bardzo dobrze wszystko co ich zapytałem. Potem po spotkaniu z liderami mały posiłek no i powrót do domu.  Tam też pokazali mi węża jakieś 3 metry, który nawiedził ich wioskę, ale na szczęście już nie żywego. Wydaje mi się, ze to pyton.  Już chyba muszę kończyć bo zaczynam o wężach gadać…i Was straszyć.
Moi Drodzy z całego serca dziękuję za wszelkie wyrazy pamięci, listy, maile itp.  Bardzo mnie to umacnia bo choć wiem, że wolą Bożą jest moja obecność tutaj to zwyczajnie po ludzku tęsknię za Polską.  Szczególnie mocno wdzięczny jestem wszystkim, którzy ofiarowują swoje cierpienia w mojej intencji.  Wiem, że armia ludzi się modli się za mnie i czuję tą modlitwę. Wielu również wspomaga naszą misję w sposób materialny, co jest dla nas wielkim wsparciem. Teraz już dość tego gadania o mamonie i pozwólcie, że przejdę do życzeń a właściwie błogosławieństwa, bo jak pewnie wiecie „błogosławieństwo” z łac. „ bene+dicere” to znaczy wprost dobrze mówić. To niesamowite, że Bóg wypowiedział dobre Słowo do każdego z nas. To Słowo stało się Ciałem. W Nim wyprowadził nas ze śmiertelnej ciemności grzechu nie tyle do imitacji życia ale do życiodajnej światłości dobra, życia na serio, życia prawdziwego w Bogu. Tajemnica Świętego Triduum Paschalnego to najlepsze rekolekcje w ciągu roku liturgicznego dla całego Kościoła, to zachęta wejścia w tę „ofertę” Boga na 100%. Kiedy będziecie uczestniczyć w podniosłej Wielkoczwartkowej Mszy Wieczerzy Pańskiej, podczas, której Jezus uczy prawdziwej służby- bądźcie pewni, że to Wam służy Jezus, to Was obmywa z wszelkiego brudu. Nie zapomnijcie też o Waszych księżach, bo Eucharystię mamy dopóty dopóki mamy kapłanów. W Wielki Piątek Jezus powiedział „pragnę”- zawsze się zastanawiałem o co Mu chodzi, a może o kogo…? No i ta niespodziewana Noc Zmartwychwstania kiedy już nie ma wątpliwości, że nawet jeśli musimy przejść przez potężne trudności i cierpienia, to wierność Bogu się jednak opłaca!!!
Yesu Klistu ashukuka Alleluya. (Jezus Chrystus zmartwychwstał. Alleluja)
Ashukwike cine cine Alleluya!!! (Prawdziwie zmartwychwstał. Alleluja) 

Ks. Zenon
P.S. Świadom błędów proszę polonistów o poprawę i przesłanie ich na adres mailowy. Dzięki z całego serca
........................................................................................
Ching’ombe 25 kwietnia 2011
Moi Drodzy!
Wczoraj wieczorem (Niedziela Zmartwychwstania) wróciłem po 10 dniach pobytu w drugiej części parafii za górami. Był to bardzo bogaty w przeżycia czas. Wyjechałem z Chingombe ok. 13.00 w czwartek przed Niedzielą Palmową, tak by po ok. 5 godzinnej podróży dotrzeć 90 km dalej za góry by tam spędzić cały Wielki tydzień. Przygody zaczęły się za górami kiedy to dziwny dźwięk zaniepokoił mnie. Okazało się, że łożysko z kółka napinającego pasek klinowy się zatarł.  Na szczęście udało się nasmarować łożysko i dojechaliśmy jakieś 30 km do celu. Jednak używanie samochodu bez wymiany łożyska byłoby bardzo ryzykowne. Odwiedzaliśmy więc zaplanowane stacje różnymi środkami lokomocji jakie udało nam się pożyczyć od miejscowych ludzi. Pierwszy dzień był to rower bez hamulców- coś takiego jak dawna „Ukraina” ale niestety wyprodukowana przez chińczyków. Mam szacunek do chińczyków jako narodu i każdego z osobna ale faktem jest że tanie rzeczy jakie sprzedają są wykonane z tak fatalnych materiałów, że nie sposób ich nie zniszczyć przed używaniem… Potem był motocykl niestety też chiński. Nawet urwaliśmy łańcuch (też chiński) więc do najbliższej wioski pchaliśmy motocykl jakieś 2,5 km. Choć katechista twierdził, że to było ok. 4km. Tam na szczęście mamy katolików więc mieliśmy możliwość noclegu w takim małym domku pokrytym trawą z dziurami w dachu ale na szczęście nie padało. Rano jeden z miejscowych przyniósł „narzędzia” żeby zreperować łańcuch. Udało się, mogliśmy wyruszyć w drogę, ale tuż przed miejscem docelowym chiński łańcuch  zerwał się jeszcze raz. No ale było z górki więc dojechaliśmy.  Podróżowanie motocyklem na piaszczystych drogach jest raczej tańcem na piasku niż jazdą. przypuszczam, że po tych doświadczeniach może i Paryż Dakar w przyszłości byłby możliwy ale nie na chińskim motorze… Tak czy inaczej na drodze były jeszcze ogromne dziury wypełnione błotem i wodą więc w jednej z nich  odbyło  pływanie na motocyklu. Na szczęście oprócz kilku zadrapań nic poważnego się nie stało. Ubrani w błoto ruszyliśmy  do następnej stacji. Jak dojechaliśmy błoto już stwardniało i odpadało samoczynnie. Po trzech dniach tej wędrówki na „chińskim cudzie techniki” już nawet nie było widać, że moje spodnie przeżyły kąpiel błotną.  Ciekawym przeżyciem były odwiedziny w stacji Lumba. Kościółek zrobiony z dobrze wypalonej cegły, wybetonowany w środku. Ołtarz z nierównie pociętych desek, no i dach kryty blachą. Kiedy spóźniony dotarłem na miejsce ludzie czekali śpiewając i modląc się. Przyjęli mnie bardzo życzliwie, potem przystąpiłem do spowiadania. Kiedy zacząłem rozmawiać z ludźmi uświadomiłem sobie, że 4 lata nie było u nich księdza.  Po mszy św. dobrze przygotowanej spotkanie z grupą osób kierujących tym centrum i oczywiście z tymi którzy prowadzą modlitwy kiedy nie ma księdza i przygotowują do sakramentów. Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie ich determinacja, byli w dobrym tego słowa znaczeniu zagniewani, że tak długo nie było księdza a oni mają tyle problemów: bo młodzi odchodzą do innych „kościołów” czy nawet sekt,  umierają dzieci a oni nawet nie wiedzą czy mogą je chrzcić. Zapytałem przygotowujących do chrztu czy uczą a oni, że tak i wtedy jedna z kobiet odważnie mówi: nie okłamujmy księdza, przestaliśmy ich przygotowywać bo księdza nie było tak długo i wszyscy się zniechęcili (normalnie katechumenat trwa dwa lata). Niemniej zachęciłem ich by kontunuowali … A my postaramy się ich odwiedzać przynajmniej 4 razy do roku.
W innej stacji Lweo (czyt: lłeo) była grupa 9-ciu katechumenów proszących o egzamin. Nie byli przygotowani zbyt dobrze ale ponieważ wraz z katechistą wyruszaliśmy do następnej stacji następnego dnia więc daliśmy im następną szansę. Czworo z nich przyszło jakieś ok. 25km pieszo by przyjąć chrzest w przepiękną Noc Wigilii Paschalnej do miejsca gdzie sprawowałem Liturgię Triduum Paschalnego.  To mój pierwszy chrzest w Zambii, więc szczególny.  W niedzielę Wielkanocną ochrzciłem chore dziecko, które nie rośnie i rodzice oboje zaangażowani w kościele obawiają się, że umrze. Zresztą tutaj jest zasada, że chrzcimy dzieci tylko małżeństw błogosławionych w Kościele.
Doświadczenie Triduum Paschalnego  pokazało jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Wielki Czwartek był dla mnie smutny. Nie wielu ludzi rozumie jak ważny to czas. Nie wielu ludzi przyszło świętować. Smutne bo nawet liderzy w tym centrum się spóźnili i nie przygotowali liturgii zbyt dobrze. Wystrój kościoła, chór, Stelle (dziewczynki które tańczą na liturgii) nic nie było gotowe na czas.  Na szczęście ministranci (pięciu) mimo, że nie mają księdza na co dzień byli na czas i się starali zrobić wszystko dobrze.  Takie sytuacje są dobrą lekcją na przyszłość dla całej wspólnoty. To zresztą było okazją do „stanięcia w prawdzie” i rozmowy z liderami.  Co było im chyba bardzo potrzebne, bo w Wigilię Paschalną bardzo się starali, a w niedziela Zmartwychwstania było wykonana wzorcowo. Zrobili na mnie wrażenie. Jest to dobry znak, że jest w nich wola służby dla Pana. Nie byle jak, ale z oddaniem. Tutaj Kościół – centra są oparte na świeckich bo zwykle nas nie ma, to oni prowadzą wspólną modlitwę- i to oni muszą pomagać ludziom zbliżyć do Boga, to oni przygotowują do sakramentów.  Zresztą pozytywnym znakiem była ich prośba o rekolekcje. Wyznaczyli Wielki piątek od 8 rano aż do 12.00. Ja mówię im:  jak wiecie nie dam rady się przygotować w Bemba- bo to zabiera mi bardzo dużo czasu. Może ksiądz mówić po angielsku – katechista przetłumaczy. Więc się zgodziłem. A potem jeszcze mi powiedzieli, aha, proszę księdza jeszcze w sobotę przychodzi celebrować tutaj grupa św. Anny i oni też proszę o rekolekcje- mówili, że coś o pojednaniu bo taki jest temat roku w Afryce. Choć nie miałem zbyt wiele czasu by przygotować 6 konferencji, poza tym wszystkie mądre książki zostały w Ching’ombe  byłem zaskoczony jak Duch Święty przychodzi z łaską. Próbowałem się modlić i przychodziły mi tak odkrywcze myśli, że sam byłem zaskoczony i poruszony tym co przychodziło mi do głowy, pojawiały się konkretne teksty z Ewangelii, które powinienem użyć i jasne ich zrozumienie- jakby łaska ich wyjaśnienia. Kiedy mówiłem przychodziło zdanie po zdaniu- jak światło.  Zapewniam wszystkich nie miałem nadzwyczajnych wizji, wszystko odbywało się bardzo zwyczajnie. Wspominam o tym tylko dlatego, by dać świadectwo działania Boga.  Zresztą zacząłem od tego, że owoce rekolekcji zależą od trzech osób: słuchającego, od prowadzącego i od Ducha Świętego. Bez Niego pierwszy nie jest w stanie niczego przyjąć do serca a ten drugi nie jest w stanie powiedzieć niczego co poruszy serce do przemiany i rozwoju przyjaźni z Bogiem.  
Jednym z ciekawych doświadczeń był Niedziela Zmartwychwstania. Jeden niewidomy wierny przyszedł pieszo z oddalonej jakieś 15 km wioski i po spowiedzi prosił o Komunię dla jego żony, która jest chora. Jakieś poważne problemy z żołądkiem. Ma na imię Weronika byłem u niej z sakramentami, widać, że cierpi, była w szpitalu ale nie pomogli jej. Zachęciłem ich by oboje złożyli te problemy w miłosierne ręce Boga i modlili się razem Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Proszę o modlitwę za nich!!! Zresztą przypomina mi się tutaj  inna kilkudniowa piesza wyprawa do dwóch stacji: Tumbwe (czyt: tumbłe) (6 godzin pieszo dla białego, dla miejscowego ok. 4) i Mboshya (czyt: mbosja; kolejne 4 pieszo) w pierwszej połowie kwietnia.  W jednej z nich w małym szpitaliku bez lekarza była Kristina (ok. 20 lat). Zresztą kiedy zapytałem o wiek byli zakłopotani- nasi ludzie w dolinie są bardzo prości i często nie znają swoich dat urodzin. Miała jakieś powikłania pomalaryczne. Bardzo cierpiała. Nawiedzały ją skurcze mięśni u rąk i nóg i „paliło” w klatce piersiowej. Odpowiedzialny pielęgniarz był bezradny. Byłem u niej 3 razy. W końcu kiedy opuszczałem wioskę byli zdeterminowani zanieść ją do najbliższego misyjnego szpitala z normalnym personelem medycznym.  Jakieś 40 km pieszo a potem była szansa na transport. (razem jakieś 80 km). Za Kristinę też proszę o modlitwę. Będę tam w przyszłym tygodniu na rekolekcjach dla młodzieży, więc  dowiem się co z nią.
Wracając do ostatniej wyprawy czuję się umocniony wewnętrznie i chętny do pracy wśród naszych ludzi. Jutro z ministrantami i kandydatami wyruszamy na dwudniowy obóz do Luwisho (czyt: lułisjo) za rzekę, by tam spędzić trochę czasu z miejscowymi ludźmi i podszkolić miejscowych ministrantów. Przy okazji zachęcić ludzi do modlitwy. Jest tam też grupa katechumenów, którzy przygotowują się do przyjęcia sakramentu  chrztu św.
Wdzięczny za wiele wyrazów pamięci i życzliwości.

Ks. Zenon

środa, 4 maja 2011

Początek pracy

Witam wszystkich serdecznie po nieplanowanej przerwie w Polsce i jeszcze raz dzięki wszystkim za wszelkie wsparcie.
W ostatni piątek nastąpiło ponowne lądowanie w Afryce, a od trzech dni wraz z kolegą jesteśmy na nowym miejscu; tj. w małym miasteczku Piet Retief. Jest to jedna z dwóch parafii na których mamy pracować - a daje to największą "parafię" w diecezji. Wszystkich wspólnot, kościołów (o ile się nie mylę) mamy 17 (na nas 2). Więc nie powinno zabraknąć pracy i obawy, że się będziemy nudzić nie grożą ale gorzej z językiem zulu - trzeba będzie na nowo przestudiować i zacząć coś mówić...
Ale podstawa to liczyć na Ducha Św. - jak wczoraj bez jakiegoś przygotowania prowadziłem pogrzeb noworodka (sam byłem, bo kolega na drugiej części parafii) nie wiedząc jakie modlitwy wybrać, bo wszystko w zulu, a ja rozumiem parę słów. A z tym pogrzebem jedna refleksja: tutaj noworodki i małe dzieci są grzebane tego samego dnia, gdy umrą i właśnie tak było... my czasem po paru godzinach pracy mówimy, że był ciężki dzień, a w tej rodzinie rano czekali na nowego członka ich rodu, potem poród i ból matki... a wieczorem pogrzeb.
Polecam siebie i parafię Waszym modlitwom i zapewniam o swojej.