Drogi Czytelniku!

Jeśli interesuje Cię sprawa misji JHS i jesteś gotów na przyjęcie odrobiny Radości, a potem na podzielenie się Nią z innymi - zapraszamy!
Zespół redakcyjny dołoży wszelkich starań, aby ten blog pozwolił Ci dostrzec piękno, ale i trud głoszenia Ewangelii. Nakarmimy Cię też krótkimi refleksjami nad Słowem Bożym.
Życzymy Ci, byś jak my zakochał się w Kościele Misyjnym...
M&M

sobota, 9 lipca 2011

Sobota

Najczęstszym zadaniem w sobotę dla wielu kapłanów w RPA jest celebrowanie pogrzebu. Nawet jeśli ktoś umiera na początku tygodnia, to uroczystości pogrzebowe niemal zawsze są w sobotę. Jest to spowodowane kilkoma uwarunkowaniami: praca ludzi, często w odległym miejscu, potrzeba przygotowania się do (szeroko pojętego) dobrego przeżycia owych obchodów.
Aby zmarła osoba mogła odejść spokojnie i nie niepokoić żywych, potrzeba wypełnienia wszystkich wymogów kultury (choć większość za życia) – no i oczywiście nie znam wszystkich.
Jednym z ważnych powodów funkcjonalnych organizowania pogrzebu w sobotę jest konieczność przygotowania posiłku dla wszystkich uczestników nabożeństwa - a jest ich zwykle wielu lub bardzo wielu.
Nabożeństwa żałobne i pogrzebowe są chyba najbardziej celebrowane ze wszystkich możliwych, tzw. „uroczystości rodzinnych”. Przez cały tydzień poprzedzający owo świętowanie rodzina i znajomi gromadzą się w domu zmarłego na modlitwie, a nawet ktoś najbliższy mieszka z rodzina, aby nieść pocieszenie.
W sam dzień pogrzebu wszystko rozpoczyna się bardzo wcześnie rano w domu zmarłej osoby. Śpiewy, przemowy, biografia i wspomnienia o odchodzącym człowieku to „gwóźdź programu”. Potem czasem w tym samym miejscu, a czasem w kościele (o ile jest blisko i wystarczająco duży) jest sprawowana Msza św. (o ile przynajmniej połowa obecnych to katolicy) lub tzw. serwis, czyli nabożeństwo żałobne. I jeszcze raz przemowy i pożegnanie. Następnie procesja na cmentarz (często autami, bo daleko, ale czasem bez procesji, bo w górach, na wioskach może nie być cmentarza i zmarli grzebani są obok domu w którym mieszkali). Na ostatnią stację przychodzą nawet ci, co wcześniej nie mogli. Po modlitwie, przy śpiewie pieśni przez kobiety, mężczyźni (wymieniając się) zasypują trumnę, więc każdy bierze czynny udział.
Sposobów, w jaki trumna jest składana i okrywana słomianymi matami (kocami), oraz przedmioty jakie są składane w grobie, jest wiele i dziś często jest to wynik synkretyzmu religijnego i wymieszania kultur. Ale wszystko odbywa się starannie i z namaszczeniem, wg wskazań mistrza ceremonii (którym nie jest ksiądz).
Ostatnia przemowa jest w imieniu króla wioski (który nigdy nie uczestniczy w pogrzebie) i zaproszenie przez rodzinę na poczęstunek w domu zmarłej osoby. I to również ważny punkt programu. Przed posiłkiem wszyscy „myją ręce” przy wejściu na posesję (oczywiście w jednej lub dwóch miskach) jako wyraz duchowego oczyszczenia i całkowitego pożegnania zmarłego. I potem wszystko kończy się wspólnym posiłkiem, który wg tradycji powinien być przygotowany z bydła należącego do zmarłego.
Przy założeniu, że owe obrzędy rozpoczęły się ok. 6 rano, zakończenie jest ok. 16. Zwykle Zulusi przestrzegają, aby zmarły był pogrzebany przed południem, a inne plemiona rozpoczynają po południu.
W taki sposób cały dzień przeznaczony jest na uroczystości pogrzebowe i ksiądz wraca na misję wieczorem, ale przynajmniej najedzony (a przy naszej ilości kościołów czasem obaj mamy posiłek przygotowany).