Drogi Czytelniku!

Jeśli interesuje Cię sprawa misji JHS i jesteś gotów na przyjęcie odrobiny Radości, a potem na podzielenie się Nią z innymi - zapraszamy!
Zespół redakcyjny dołoży wszelkich starań, aby ten blog pozwolił Ci dostrzec piękno, ale i trud głoszenia Ewangelii. Nakarmimy Cię też krótkimi refleksjami nad Słowem Bożym.
Życzymy Ci, byś jak my zakochał się w Kościele Misyjnym...
M&M

sobota, 24 grudnia 2011

Błogosławionych świąt

Boże Narodzenie jest wtedy i tam, gdzie jest Miłość do Boga i do człowieka, dlatego wszystkim życzę, aby Ono trwało nieustannie. Niech Boże Dziecię wam błogosławi.
Ps. We dwóch z kolegą robimy wieczerzę wigilijną, ale wszystkiego jest więcej, więc kto jest samotny chętnie się podzielimy.
Gdyby ktoś miał problem rozpoznać to od lewej barszcz czerwony i kapusta z grzybami; są jeszcze kasza i ryby:) SMACZNEGO

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Dekanalne dni młodych

W ubiegłym tygodniu na terenie jednej z naszych parafii odbyły się dekanalne dni młodych, w których uczestniczyły 43 osoby z 3 parafii. Młodzież z 4-ej ostatecznie nie dotarła. Biorąc pod uwagę, że to już wakacje i wielu młodych wyjechało do rodzin to nie najgorszy rezultat. W ciągu dwóch dni spotkania był czas jak zwykle na modlitwę, rozmowy, zabawy. Oczywiście dla nas, jako organizatorów, trochę pracy i stresu jak to wyjdzie; ale końcówka była podkreśleniem, że warto było. Otóż na zakończenie była Msza św., a przed Mszą spowiedź, tuż przed tym sakramentem jeden z obecnych ks. w naszym gronie zapytał czy w ogóle jest ktoś chętny do spowiedzi. (W RPA nie wygląda to tak samo jak w Polsce; niektóre wspólnoty prawie odzwyczaiły się od Sakramentu Pokuty i trzeba więcej pracy włożyć by były owoce.) Tuż po krótkim wstępie, przygotowaniu do spowiedzi, usiedliśmy w „konfesjonałach” (było nas 5). Po kilku chwilach podchodzi kolega do mnie i mówi, że chyba nic z tego, nikt nie idzie do spowiedzi. Postanowiliśmy dać młodym jeszcze chwilę, nieco zawiedzeni; ale to tym razem okazało się brakiem wiary z naszej strony. Po kolejnych kilku minutach młodzież zaczęła się spowiadać. I ostatecznie większość przystąpiła do spowiedzi – co naprawdę dało nam wiele radości i potwierdzenie, że warto było.
Mam nadzieję, że księża w Polsce długo jeszcze nie będą mieli takich wątpliwości czy ktoś przyjdzie do spowiedzi i o modlitwę w tej intencji proszę.

I może jeszcze jeden dobry przykład z Afryki. Kilka niedziel temu po pierwszej Mszy św. jechałem na kolejną, z dwoma młodymi chłopakami, którzy tłumaczyli moje kazanie. Na drodze spotkaliśmy jakąś staruszkę. Ja nie znam oczywiście wszystkich parafian, ale chłopcy powiedzieli, że ta „Gogo” (babcia w zulu) z naszego Kościoła, ale pewnie nie ma zegarka i idzie na Mszę, która się skończyła. I zaproponowali, żebyśmy ją zabrali z powrotem po drodze do domu. Potem jednak zaproponowaliśmy, że możemy ją zabrać na Mszę na którą jedziemy, a potem po drodze kawałek podwieziemy do domu – i tak się stało.
Kiedy wracałem do domu to tak sobie myślałem ile osób (zwłaszcza młodych) w Polsce pomyślałoby o jakiejś babci, która spóźniła się na mszę, w taki sposób… I ile osób chciałoby poświęcić ponad pół niedzieli, żeby ostatecznie być na Mszy w niedzielę.
Mam nadzieję, że te dwa obrazki może pomogą komuś dobrze przygotować się na Święta. Powodzenia.

wtorek, 6 grudnia 2011

Zakończenie żałoby

Jak może pamiętacie – 11-go września zmarł ksiądz Mandla. A w przedostatnią sobotę odbyły się uroczystości zakończenia żałoby w jego domu rodzinnym, u rodziców. Jest to element tutejszej tradycji związanej ze śmiercią bliskiej osoby. Po okresie żałoby, rodzina decyduje kiedy można ten czas zakończyć i wówczas zapraszają znajomych i rodzinę na owo święto. W przypadku katolików jest również Msza św. w domu, a dokładniej obok domu, bo wewnątrz zwykle jest za mało miejsca. Potem jakiś program i wspomnienia po zmarłym. Oczywiście zakończone obfitym posiłkiem dla wszystkich – a im więcej gości tym większe błogosławieństwo. Świętowanie trwa do późna, ale dla mnie uwagi wart jest inny element tego dnia. Otóż, tuż po głównym posiłku najbliższa rodzina i przyjaciele zbierają się w jednym miejscu i każdy zostaje obdarowany prezentem – zazwyczaj jest to jakiś element ubrania (koszulka, chusta, koc itd.) Tą część prowadzi jakaś starsza osoba (zwykle ze strony matki), po wstępie wręcza każdemu ową „pamiątkę” na znak, że czas żałoby, opłakiwania zmarłego się zakończył i należy wrócić do zwykłych strojów; co przypomina każdemu w kilku słowach. I ważne, że nikt nie kupuje podarunków dla siebie, ale dla innych. My, jako księża, nie byliśmy pominięci tym razem. I było to naprawdę wymowne…


środa, 23 listopada 2011

Wakacje się zbliżają

W RPA wakacje rozpoczynają się w połowie grudnia i trwają do drugiej połowy stycznia. Z rokiem szkolnym związany jest również cykl pracy duszpasterskiej. W naszych parafiach jesteśmy już po I Komunii św., a przed nami Chrzty dzieci i spowiedzi – aby w każdej wspólnocie zdążyć przed świętami rozpoczynamy już od pierwszej niedzieli Adwentu.
Przy sprawowaniu Sakramentów można doświadczyć wiele radości we Wspólnocie i przekonania jak bardzo potrzebny jest ksiądz. A do pracy motywują ludzie i ich zapał, tak jak to miało miejsce w jednej z naszych misji, którą odwiedziłem w ostatnią niedzielę. Owa misja jest położona dość daleko od miasteczka, w którym mieszkamy, gdzieś pośrodku pięknych gór, oczywiście bez dobrej drogi dojazdowej, bez kościoła – na modlitwie spotykamy się w prywatnych domach u rodzin. Możemy ją odwiedzać tylko raz w miesiącu, a przy założeniu, że czasem są inne uroczystości, w których nam wypada uczestniczyć (w parafii lub diec.) to Msze św. sprawujemy tam co dwa miesiące. I wtedy bardzo łatwo jest „poddać się” w rozwijaniu czy dbaniu o swoją wiarę. Lecz tam jest zupełnie odwrotnie, tym więcej determinacji; a dowodem jest to, że są chętni do Chrztu, Bierzmowania i katechezy, spotkania młodzieży. I mimo, że wspólnota nie jest duża, to jest tam  bardzo żywa wiara. Takiego zapału życzę wszystkim, bo on powoduje, że ksiądz poczuje, że może zrobić więcej dla ludzi; bo z ludźmi (a nie sam).

I jeszcze prośba o modlitwę za Kościół Katolicki w RPA – a to przy okazji niedawnego zabójstwa młodego, miejscowego księdza z sąsiedniej diec. Został on napadnięty u siebie na plebanii, maltretowany i zabity, a powody i sprawcy na razie nieznani. Pogrzeb pojutrze.

piątek, 4 listopada 2011

Święto w Parafii


Świeccy liderzy.

Procesja przed Msza św...

powoli przy śpiewie i tańcu wchodzi do Kościoła.

A w trakcie Mszy - nadal śpiewy i tańce.

Wszyscy tańczą - choć każdy jak umie.

I ludowe kolory.

A to procesja z Pismem św. przed Liturgia Słowa.

To już procesja z darami...

oczywiście uroczysta:)

Od lewej: ks. Zenon z diec. katowickiej, a pracujący obecnie w Zambii (kolega akurat nas odwiedzał); siostra Thao pracująca w naszej parafii; i zuluska koszulka (z niepoprawnym optymista)

Koszulka z młodzieżą z parafii...

i ze starszą młodzieżą...

i z taka średnią młodzieżą:)

Po Mszy każda część parafii (wioska) miała swoją prezentację...

jak widać chętnych nie brakowało...

i wszyscy świetnie się bawili...

co może potwierdzić kolega z Zambii. (I tu pozdrowienia dla Zenobiusza:))

A to ... wiadomo "koszulka zuluska" i siostry  zakonne pracujące w naszej parafii:
na dole od prawej znana już s. Thao (amerykańska-wietnamka), s. Bongile (Xosa), s. Mpume (Zulu), s. Cathy (RPA)

poniedziałek, 19 września 2011

Żałoba

Tydzień temu, dokładnie w niedziele wieczorem zmarł najlepszy kolega – Fr. Mandla, u którego spędzałem weekendy w czasie nauki języka. Miał problem z sercem a był 4 lata starszy ode mnie.
Od momentu jego śmierci opiekowałem się jego parafia i parafianami.
Uroczystości pogrzebowe odbyły się w sobotę. Po pogrzebie tato kolegi powiedział do mnie „Lekcje skończone, nauczyciel odszedł”.
Nie łatwe, ale dobre doświadczenie.

czwartek, 1 września 2011

Powitanie lata

Pierwszy września to umowna data rozpoczęcia lata i z tej okazji dzisiaj w godzinach popołudniowych, czyli wtedy, gdy młodzież i dzieci wychodzą ze szkoły rozpoczyna się “przywitanie lata”. Można to porównać z naszym lanym poniedziałkiem, niemal wszyscy na drodze z wiaderkami z woda. Mimo że czasem brakuje pitnej wody o teraz wszyscy wierzą, że niedługo spadnie pierwszy deszcz, tak długo oczekiwany i problem z wodą się skończy (problem z brakiem wody, bo mogą być powodzie). Całkiem ciekawe było widzieć ludzi cieszących się z tego powodu.

Jedną z prac duszpasterskich jest troska o chorych i właśnie dzisiaj odwiedzaliśmy ludzi (jak w każdy czwartek), którzy nie mogą przyjść do Kościoła. I jak zwykle nowe, ciekawe doświadczenia. Będzie tu o dwóch.
Pierwsze: Przed wyjściem rano wraz z siostrami zakonnymi zastanawialiśmy się czy jechać odwiedzić jedną gogo (babcie) mieszkającą bardzo daleko i droga do niej jest co najmniej kiepska i tylko ona do odwiedzenia na tamtym „końcu świata”. Jednak po zastanowieniu się stwierdziliśmy (odwołując się do Ewangelii), że warto nawet dla jednej osoby … ale po odwiedzinach starszej, chorej pani to nam było wstyd, że mieliśmy wątpliwości. Po modlitwie i Komunii św. kiedy byliśmy gotowi do wyjścia - ja, siostra zakonna i 2 świeckie osoby (zwykle z nami jeżdżą by podarować chorym trochę wspólnoty) - żegnając się, babcia powiedziała grzecznie Hlala phansi (Siadać!). I zaczęła nakrywać do stołu, częstując nas, czym miała. Oczywiście nie chciała pomocy mimo, że sama słabo poruszała się po „pokoju” powtarzając wielokrotnie jak bardzo jest szczęśliwa, cieszy się i dziękuje…
Drugie: Wątpliwości były podobne, ale już po pierwszym doświadczeniu wiedzieliśmy, że chcemy odwiedzić kolejną osobę na kolejnym „początku świata”, lecz zastanawialiśmy się czy jechać na około autem, co zajmie więcej czasu, czy pójść pieszo skrótem, którego używają ludzie idąc do kościoła. Zdecydowaliśmy się – choć z pewną obawą - na sprawdzenie drogi, jaką pokonują ludzie co niedziela (tylko raz w miesiąc na Msze św.  a pozostałe na liturgie bez księdza). Warto pamiętać, że wśród tych ludzi są małe dzieci i starsi ludzie (nawet ci poruszający się z trudem przy pomocą laski). A droga wygląda mniej więcej tak: wychodząc z malej osady gdzie mieszkają szczęśliwi ludzie nieduży kawałek drogi trzeba pokonać wśród traw, bacznie uważając (głownie w porze deszczowej) na węże (bo droga mogłaby się szybko skończyć). Gdy minie się trawę zaczyna się skalne, strome zejście do przełęczy po śliskich kamieniach. Na dole mała przeszkoda – rzeka. Trzeba ja pokonać przechodząc po kamieniach, wystających z niej, oczywiście o ile woda nie jest zbyt wysoka – inaczej koniec drogi. Następnie rozpoczyna się dość długie strome podejście w górę, znów wśród traw i bez zabudowań. Należy uważać by nie zbłądzić – a ten odcinek można porównać do jednego z ulubionych sportów w Polsce „męczącej wędrówki po górach”. Po kilkudziesięciu minutach marszu dociera się do pierwszych domów i potem wśród nich nadal po bezdrożach kilka minut. I wreszcie po ok. 45 min. (dla młodego sprawnego człowieka) dociera się do … „jakiejś” drogi, po której jeżdżą już rożne pojazdy. … I teraz należy czekać na szczęście, że uda się złapać tzw. okazję, czyli że ktoś będzie jechał (np. ks. jeszcze nie pojechał) i kolejnych kilka kilometrów podwiezie do Kościoła. A jeśli braknie tego szczęścia to - … - dokładnie trzeba wracać z powrotem nawet bez zobaczenia Kościoła.
No i mała refleksja na koniec:
Czy nie rośnie wiara jak widzi się takich ludzi i ich poświecenie?
I czy przy czytaniu tego (lub pisaniu) zdolni jesteśmy tylko do podziwiania czy stać nas na poprawę w naszym rozumieniu wiary?
Powodzenia.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Mala aktualizacja

Jakiś czas mnie tu nie było, ale w Europie wakacje, więc może nikt tego nie zauważył korzystając z letniego wypoczynku.
Od ostatniego wpisu trochę się wydarzyło: a w skrócie to półtora miesiąca byli goście (wizytacja)z Polski w dwóch turach. Aktualnie proboszcz przebywa na wakacjach, więc, co bym sam nie zginął, biskup miejscowy zadbał o to i przysłał mi na ten czas zulu księdza, który jest z innej prowincji RPA, a przez pewien czas będzie pracował w naszej diec. (Dundee). On jest nowy u nas, więc się przygląda, ale że jest 10 lat starszy ode mnie to chyba ja od niego mam się uczyć, a nie on ode mnie, a na pewno jeśli chodzi o język zulu. I mam nadzieję, że to choć trochę pomoże.
Poza tym praca na wioskach naprawdę może dać wiele radości mimo, że czasem naprawdę ciężko tam dotrzeć; po bezdrożach, zabierając do małego auta kilka osób na Msze. A warunki w jakich ludzie żyją w środku lasu lub ‘pośród niczego’ wzbudzają podziw i szacunek dla nich.
PS. Zdjęć nadal nie ma bo zespół redakcyjny korzysta z zasłużonych wakacji.

sobota, 9 lipca 2011

Sobota

Najczęstszym zadaniem w sobotę dla wielu kapłanów w RPA jest celebrowanie pogrzebu. Nawet jeśli ktoś umiera na początku tygodnia, to uroczystości pogrzebowe niemal zawsze są w sobotę. Jest to spowodowane kilkoma uwarunkowaniami: praca ludzi, często w odległym miejscu, potrzeba przygotowania się do (szeroko pojętego) dobrego przeżycia owych obchodów.
Aby zmarła osoba mogła odejść spokojnie i nie niepokoić żywych, potrzeba wypełnienia wszystkich wymogów kultury (choć większość za życia) – no i oczywiście nie znam wszystkich.
Jednym z ważnych powodów funkcjonalnych organizowania pogrzebu w sobotę jest konieczność przygotowania posiłku dla wszystkich uczestników nabożeństwa - a jest ich zwykle wielu lub bardzo wielu.
Nabożeństwa żałobne i pogrzebowe są chyba najbardziej celebrowane ze wszystkich możliwych, tzw. „uroczystości rodzinnych”. Przez cały tydzień poprzedzający owo świętowanie rodzina i znajomi gromadzą się w domu zmarłego na modlitwie, a nawet ktoś najbliższy mieszka z rodzina, aby nieść pocieszenie.
W sam dzień pogrzebu wszystko rozpoczyna się bardzo wcześnie rano w domu zmarłej osoby. Śpiewy, przemowy, biografia i wspomnienia o odchodzącym człowieku to „gwóźdź programu”. Potem czasem w tym samym miejscu, a czasem w kościele (o ile jest blisko i wystarczająco duży) jest sprawowana Msza św. (o ile przynajmniej połowa obecnych to katolicy) lub tzw. serwis, czyli nabożeństwo żałobne. I jeszcze raz przemowy i pożegnanie. Następnie procesja na cmentarz (często autami, bo daleko, ale czasem bez procesji, bo w górach, na wioskach może nie być cmentarza i zmarli grzebani są obok domu w którym mieszkali). Na ostatnią stację przychodzą nawet ci, co wcześniej nie mogli. Po modlitwie, przy śpiewie pieśni przez kobiety, mężczyźni (wymieniając się) zasypują trumnę, więc każdy bierze czynny udział.
Sposobów, w jaki trumna jest składana i okrywana słomianymi matami (kocami), oraz przedmioty jakie są składane w grobie, jest wiele i dziś często jest to wynik synkretyzmu religijnego i wymieszania kultur. Ale wszystko odbywa się starannie i z namaszczeniem, wg wskazań mistrza ceremonii (którym nie jest ksiądz).
Ostatnia przemowa jest w imieniu króla wioski (który nigdy nie uczestniczy w pogrzebie) i zaproszenie przez rodzinę na poczęstunek w domu zmarłej osoby. I to również ważny punkt programu. Przed posiłkiem wszyscy „myją ręce” przy wejściu na posesję (oczywiście w jednej lub dwóch miskach) jako wyraz duchowego oczyszczenia i całkowitego pożegnania zmarłego. I potem wszystko kończy się wspólnym posiłkiem, który wg tradycji powinien być przygotowany z bydła należącego do zmarłego.
Przy założeniu, że owe obrzędy rozpoczęły się ok. 6 rano, zakończenie jest ok. 16. Zwykle Zulusi przestrzegają, aby zmarły był pogrzebany przed południem, a inne plemiona rozpoczynają po południu.
W taki sposób cały dzień przeznaczony jest na uroczystości pogrzebowe i ksiądz wraca na misję wieczorem, ale przynajmniej najedzony (a przy naszej ilości kościołów czasem obaj mamy posiłek przygotowany).

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Youth day - zdjęcia

Widok spod domu w kierunku location.

Młodzieżowy chór.

Duszpasterze:)

Grupa młodzieży z naszej parafii...

ze mną.

To też parafianki.

Było wesoło, nawet biskup się odnalazł w takiej atmosferze.

Kibice...

i zawodnicy.

Walka była zacięta.

A bardziej zorganizowani po meczu mieli własne pożywienie.

A zwycięzcę wyłoniły rzuty karne.

Po których radość była wielka.

Co ciekawe nawet wśród przegranych - bo to dobra zabawa w końcu.

A dziewczyny grały w kosza...:)

Puchar jednak dał najwięcej radości.

Nawet księża dali się ponieść emocjom:)


Medale..

Odpowiedzialni czasem musieli się pokłócić, by wszystko działało.

A jak wracaliśmy to księżyc nam oświecał drogę.


Żeby nie było, że strojów nie ma.


Youth day

W ubiegły czwartek (16 czerwca) przeżywaliśmy święto narodowe – Dzień młodzieży – został on ustanowiony na pamiątkę młodych ludzi, którzy jeszcze nie tak dawno walczyli i ginęli za wolność. Może słowa te brzmią zbyt górnolotnie, ale wystarczy posłuchać kogoś (nawet w moim wieku) kto pamięta te czasy lub obejrzeć film jak uzbrojeni żołnierze strzelają z ostrej broni do uczniów – a szybko zrozumie się dlaczego tylu młodych zginęło przeciwstawiając się systemowi apartheidu.
Na pamiątkę tamtych wydarzeń i dla uczczenia Tych, co wtedy zginęli 16 czerwca jest świętem i w tym dniu organizowane są rożnego rodzaju spotkania dla młodzieży i dzieci. Również w naszej diecezji odbyło się spotkanie dla młodzieży katolickiej. Na to spotkanie przybyło ok. 400 osób z różnych krańców diecezji. Co wcale nie było łatwe, a na pewno kosztowało sporo. Np. grupa młodzieży z naszej parafii miała do pokonania 300 km. Więc wcześnie rano wyjazd, a powrót późno w nocy. Mimo to chyba wszyscy byli zadowoleni. Na mnie wszyscy zrobili duże pozytywne wrażenie, bo mimo wielu niedogodności i problemów organizacyjnych nikt nie narzekał, ale pomagał w tym co trzeba było i wszyscy przy tym potrafili się świetnie bawić.
Tu chciałbym podziękować młodzieży, dzieciom i nauczycielom Zespołu Szkół w Woli Baranowskiej (parafii w której przez rok pracowałem) za zorganizowanie pomocy materialnej. Dzięki Wam serdeczne. I przy okazji wszystkim życzę dobrych wakacji.
PS. My (wszyscy Kapłani diecezjalni z naszej diec.) dzisiaj rozpoczęliśmy tygodniowe kapłańskie rekolekcje, dlatego polecamy się Waszym modlitwom i ja zapewniam o swojej.

wtorek, 14 czerwca 2011

Niedziela

Powoli pracy przybywa. Stałych punktów programu już jest znacznie więcej, a są również nieplanowane zajęcia tzw. na już, na telefon. Ale to chyba dobrze, bo czasem niektórym praca misjonarza kojarzy się tylko z pracą wyłącznie w niedzielę. Oczywiście Pierwszego Dnia Tygodnia można się zmęczyć najbardziej. Rozopoczynając o 5.00 przez 300 km (po różnych drogach i bezdrożach) i trzy Msze św. (czasem trwające do 2 godz.) to gdy wieczorem się wraca na misje to tylko pociesza myśl o wolnym poniedziałku - i to ma być "świętość". Na szczęście drugi z nas zostaje na miejscu i mimo 3 Mszy, ale za to mając mniej km do pokonania może ugotować obiad :)
Nasi parafianie potrafią być wymagający, dlatego oprócz Mszy św. w tygodniu i odwiedzin chorych pojawiają się nowe zajęcia, a najnowsze z nich to Bible study
Oby sił nie zabrakło...

niedziela, 5 czerwca 2011

Parafialne migawki

Obsada personalna całego dekanatu (4 parafie)
Od lewej stoją: emerytowany biskup którego zastąpiliśmy w Piet Reief (a on wrócił do swojej rodzinnej diecezji); Duszpasterz w Ermelo; Mój proboszcz (Piet Retief i eMpuluzi); Ja:) i Mandla z Pongoli.

Kto lubi fotografować niebo...

... to tu mu nie braknie inspiracji.

Ołtarz główny w jednym z Kościołów naszej diecezji.

Wspólnota

O tym jak ważną jest nauka nikogo nie trzeba przekonywać, ale najlepszym dowodem jest czyjeś świadectwo. Dziś w kościele w location takim dowodem było pożegnanie dziewczyny, która za parę dni wyjeżdża do pracy w ambasadzie RPA w Australii. Owoce jej nauki są widoczne, ale równie widoczna była wspólnota, która ją żegnała. Wszyscy potrafili się wspólnie cieszyć z tego, że ich rodaczka „coś osiągnęła” i było to ciekawe przeżycie.
Innym urozmaiceniem dzisiejszej liturgii była procesja z darami, w której oprócz darów eucharystycznych było wiele rzeczy, które się przydadzą księdzu i było wszystko; od pokarmów, przez chemiczne środki po kosmetyki. To jest wyraz troski ludzi o ich duszpasterzy, aby się dobrze czuli i niczego im nie brakowało. (Na szczęście wcześniej pytali o preferencje)

poniedziałek, 23 maja 2011

Plan pracy

Podstawą pracy jest jej dobra organizacja i tak mimo tylu Kościołów udaje nam się raz w miesiącu odwiedzić każdą, nawet najmniejszą, wspólnotę. Tylko dwie z nich mają szczęście, że Msza św. jest w każda niedzielę - jest to w tym miejscu, gdzie mieszkamy, czyli Kościół w mieście i w lokacion. W pozostałych miejscach ludzie sami gromadzą się na tzw. "serwis" któremu przewodniczą świeccy liderzy, jest to liturgia Słowa Bożego, modlitwy i śpiewy oczywiście. Mimo, że odwiedzamy ludzi tak rzadko to oni bardzo się cieszą, jak np. wczoraj w jednej z wiosek powiedzieli "Dziś spotkało nas wielkie błogosławieństwo - będziemy mieli Msze św. Cieszymy się bardzo i dziękujemy". Swoją drogą ciekawe czy tak się cieszą Polacy idąc do Kościoła.
A więc wciąż trwają prace nad planem i organizacja duszpasterskiej działalności. Najwięcej owych zajęć jest w weekend: w soboty różnego rodzaju spotkania lub pogrzeby, a w niedziele trzy Msze św. i ok. 300 km. W ciągu tygodnia jak na razie dwa punkty stałe (ale będzie więcej już niedługo) oraz dyspozycyjność na nieplanowane działania.

sobota, 21 maja 2011

"Zima się zaczęła..." - kilka fotografii

Trzcina cukrowa występuje tylko tam, gdzie jest dobra gleba.

A pozostała powierzchnia pokryta jest karłowatą trawą.

W zimie (pora sucha) niewiele zieleni, a trawa raczej sucha.

Najlepsze miejsce na dom - oczywiście jak najbliżej wody.

Tu mieliśmy mieszkać, ale żelazka (obok czajnika) nam się nie podobały...

Takie grzyby rosną w Afryce.

Wnętrze kościoła w Piet Retief....

...Czyli Kościół obok którego mieszkamy.

Cytryny przed plebanią.

Nasz ogród.

I plebania.

Prawda, że ładna (wnętrze na razie nie nadaje się do fotografowania - może po remoncie)

Zachód słońca (podobnie jak wschód) jest tak błyskawiczny, że trudno zrobić zdjęcie